O WYSTAWIE “ŚWIATŁO” [INTERVIEW]

Rafał Witkowski z Jackiem Jędrzejczakiem.
Wywiad inspirowany plenerową wystawą „Światło” w nałęczowskiej galerii „Jaśminowa”.
Czerwiec 2008
RW: Co stanowiło dla Pana najsilniejszą inspirację do stworzenia cyklu „Światło”? Wybór miejsca prezentacji zdjęć – plener w Nałęczowie – wydaje się nieprzypadkowy. Jak Pan ocenia wybór obiektów dokonany przez kuratora wystawy, właściciela galerii „Jaśminowa”, Izabellę Nowotny?
JJ: Światło dla malarza, fotografa jest niewyczerpalnym źródłem inspiracji. Jest wyzwaniem, któremu artysta chce i musi się poddać. Światło i cień tworzą najbardziej naturalną, wręcz podstawową przestrzeń, w której fotograf się porusza, tworzy kompozycje i poddaje się odwiecznej grze między tymi dwoma elementami.
Propozycję spotkania i zaproszenie do galerii „Jaśminowa” w Nałęczowie przyjąłem z dużym zainteresowaniem. Rozmowa z Panią Izabellą Nowotny w trakcie spaceru po galerii-wąwozie w 2007 roku była momentem kluczowym przy podjęciu decyzji o pracy nad wystawą. Wyobraziłem sobie, jak można wykorzystać to magiczne miejsce. Pochyły teren, drzewa różnej wielkości, bogata roślinność, kolory, ścieżka prowadząca na samą górę tworzą naturalną przestrzeń galeryjną o niezwykłej urodzie. A do tego jeszcze cztery pory roku…
Wyjątkowo inspirująca była to rozmowa, podczas której Pani Nowotny przedstawiła swoją wizję wystawy, opartą głównie na przemyśleniach ks. prof. Włodzimierza Sedlaka. Zgodziliśmy się, że zdjęcia oprócz warstwy estetyczno-formalnej muszą zawierać konkretny przekaz intelektualno-filozoficzny. Muszą być metaforyczną opowieścią o świetle widzianym wielopłaszczyznowo.
Życie jest światłem – to wniosek wynikający z faktów i faktami potwierdzony. Czy życie umiera? Struktura organizmu ulega zniszczeniu, ale wiązka wyemitowanej fali przenosi się w próżni bez kresu. A jeżeli ulega relatywistycznemu zakrzywieniu obiegając wewnętrzną czaszę świata? Niewykluczone. W naturalny obieg więc wracają nie tylko pierwiastki chemiczne struktur biologicznych, ale również elektromagnetyczna energia życia. [Cyt. za ks. prof. W.S.]
Uznałem, że nałęczowski wąwóz jest wymarzonym miejscem do zatrzymania choć na chwilę atakującego nas strumienia informacji-myśli i zastanowienia się wśród ciszy przyrody nad jedną z nich – nad fenomenem ŚWIATŁA w życiu każdego człowieka.
Po paru miesiącach przedstawiłem materiał zdjęciowy. W trakcie następnych spotkań, rozmów (do kwietnia 2008 r.) tworzył się już zbiór fotografii na wystawę. Ostatecznego wyboru dokonała Pani Nowotny, a ja z tej selekcji jestem niezwykle zadowolony.
RW: Ponadczasowi impresjoniści jako pierwsi skoncentrowali się na świetle tak bardzo, nota bene też dzięki odkryciu fotografii. Czy uważa Pan, że Pańska twórczość idzie dalej? Opiera się Pan na doświadczeniach, badaniach impresjonistów?
JJ: Tak, związki fotografii z impresjonizmem, a także ich wzajemny wpływ są niezwykle silne. Pierwsza wystawa impresjonistów odbyła się właśnie w atelier fotografa, Nadara. Nie odczuwam bezpośredniej inspiracji dziełami malarskimi impresjonistów, aczkolwiek ich chęć uchwycenia ulotnej chwili, praca w plenerze przy naturalnym świetle, eksperymenty z ruchem i kolorem, a także motywy związane z naturą są mi bardzo bliskie. Oczywiście istnieje sfera nieokreślonego wpływu obrazów mistrzów przechowywanych w naszej pamięci. Podświadomość…? Tak, nie wykluczam. Staram się jednak nie skupiać jedynie nad stroną formalną wykonywanych zdjęć, nie mniej istotna jest dla mnie treść. Światło może być dla mnie artystycznym wrażeniem, a często staje się metaforą, symbolem czy tajemnicą, może zadawać pytania albo udzielać odpowiedzi…
RW: Choć Pańskie prace przemawiają, nie zatrzyma mnie to przed zadaniem kolejnego pytania. Opat Suger stwierdził, że Bóg jest światłem i na tym oparł budowę pierwszej gotyckiej bazyliki Saint Denis. Pana prace mają niekiedy gotycką strukturę, światło pojawia się w nich delikatnie jak po przesączeniu się przez witraże. Czy interesuje Pana architektura?
JJ: Myślę, że przede wszystkim interesuje mnie delikatność, miękkość światła. Brałem to pod uwagę, przygotowując wystawę „Malowane w jidysz” w warszawskiej Synagodze im. Nożyków (wrzesień 2007 r.). Większość przezroczystych zdjęć (witraży) została umiejscowiona w górnych oknach synagogi, tworząc różnorodne kompozycje uzależnione od pory dnia i natężenia światła słonecznego. Ma to oczywiście wpływ na odbiór architektoniczny wnętrza. Można się o tym przekonać także obecnie, ponieważ zdjęcia zaadaptowano do stałej ekspozycji synagogi.
Do zdjęć architektury zawsze podchodziłem bardzo intuicyjnie, wręcz przypadkowo. Fotografowałem w chwili zachwycenia, zaskoczenia pięknem, grą barw, światłocienia. Dopiero dwa lata temu rozpocząłem cykl zdjęć przedstawiający wnętrza kościołów, cerkwi i synagog. Zauroczony klimatem tych miejsc, głównie w południowo-wschodniej Polsce, zarażony być może tym samym „wirusem” co opat Suger…, tworzę powoli, delektuję się.